aaa4
Kociaczki....
Dołączył: 28 Sie 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/6
|
Wysłany: Wto 16:15, 11 Wrz 2018 Temat postu: |
|
|
Dotarli do wylotu niewielkiej przeleczy czy tez, jak mowil Meecham, szlaku kozic, na godzine przed zachodem slonca. Porucznik wystawil posterunki i rozkazal rozsiedlac konie. Pug wytarl swego wierzchowca pekiem wysokiej, gorskiej trawy, a potem przywiazal na dlugiej lince do palika wbitego w ziemie. Trzydziestu zolnierzy krecilo sie po obozie, zajmujac sie konmi i uzbrojeniem. Pug wyczuwal napiecie. Galop wokol obozu Tsuranich wprowadzil zolnierzy w stan najwyzszej gotowosci. Z niecierpliwoscia wyczekiwali walki.
Meecham pokazal Fugowi, jak nalezy owinac pasami oddartymi z zolnierskiego koca miecz i tarcze, zeby nie obijaly sie o skaly.
-Koce i tak nie beda nam potrzebne dzisiejszej nocy, chlopcze, a zaden dzwiek nie niesie sie w gorach lepiej niz metal uderzajacy o metal. Moze z wyjatkiem stukotu kopyt na kamieniach.
Pug przygladal sie z uwaga, jak Meecham zaklada na konskie kopyta, specjalnie przygotowane na taka okazje i niesione w torbach, skorzane "buty". Slonce zaczelo chowac sie za horyzont. Pug odpoczywal czekajac, az krotki, wiosenny zmierzch przejdzie w noc i padnie rozkaz, aby ponownie osiodlac konie.
Osiodlali konie i ustawili sie w dlugim szeregu. Meecham i porucznik szli wzdluz linii, powtarzajac jeszcze raz rozkazy i instrukcje. Mieli isc jeden za drugim. Pochod otwieral Meecham, za nim szedl porucznik. Przez lewe strzemiona wszystkich wierzchowcow przeciagneli kilka dlugich linek zwiazanych razem. Kazdy, prowadzac swego konia za uzde, trzymal sie mocno liny. Kiedy wszyscy zajeli juz swoje miejsca, Meecham ruszyl.
Sciezka wznosila sie stromo i w kilku miejscach konie wspinaly sie z trudem. Szli w ciemnosci bardzo powoli, starajac sie nie zboczyc ze szlaku. Meecham zatrzymywal kilkakrotnie pochod, aby sprawdzic teren przed nimi. Po kilku takich postojach sciezka poprowadzila ich waskim kanionem pomiedzy stromymi zboczami, aby po chwili opasc w dol. Po kolejnej godzinie rozszerzyla sie. Zatrzymali sie na odpoczynek. Dwoch zolnierzy pod przewodnictwem Meechama ruszylo do przodu na zwiad. Reszta, wyczerpana dlugim marszem, rzucila sie na ziemie, aby dac odpoczac nogom. Pug zdal sobie po chwili sprawe, ze zmeczenie bylo spowodowane zarowno wspinaczka, jak i napieciem towarzyszacym cichemu, nocnemu marszowi, chociaz oczywiscie nie przynioslo to ulgi jego obolalym nogom.
Po bardzo krotkim wypoczynku znowu ruszyli. Pug brnal przed siebie. Zmeczenie przytepilo jego umysl do tego stopnia, ze swiat skurczyl sie do nie majacego konca podnoszenia jednej stopy i stawiania jej przed druga. Caly czas trzymal sie kurczowo linki przywiazanej do strzemienia. Kilka razy wyczul, ze jest po prostu ciagniety przez idacego przed nim konia.
Nagle zdal sobie sprawe, ze kolumna zatrzymala sie. Stali u wylotu niewielkiego wawozu pomiedzy dwoma wzgorzami. Przed nimi, w odleglosci kilkuminutowej jazdy w dol zbocza, rozciagala sie dolina.
Post został pochwalony 0 razy
|
|